Hej, hej!!
Czerwiec był w tym roku pierwszym prawdziwie ciepłym miesiącem. Jak tylko przychodzą takie dni rezygnuję z makijażu lub ograniczam go do niezbędnego minimum. O pielęgnacji też zdarza mi się zapomnieć, albo po prostu lenię się i zwyczajnie nie chce mi się balsamować. Wiem, że to pielęgnacyjny grzech, ale cóż - słońce nie sprzyja pracowitości. Jednak było w tym miesiącu kilka kosmetyków po które sięgałam pomimo upałów i lenia :)
Wypada zacząć od kategorii, w której jest mniej produktów, czyli od makijażu.
Lato to najlepszy czas, by porzucić podkład. Zrobiłam tak i skóra po pewnym czasie odwdzięczyła mi się pięknym i promiennym wyglądem. Wystarczył mi tylko korektor pod oczy. Czasami capnęłam go również na malutkie niedoskonałości. Cienie pod oczami to mój znak rozpoznawczy :D Przy takiej kombinacji genów moje dzieci będą na nie skazane ;)
W czerwcu najlepiej sprawdził się u mnie najbardziej znany korektor marki Bell, notabene mój jedyny w kosmetycznej kolekcji. Bardzo dobrze się trzymał, nie wchodził w załamania. Mam go w kolorze 2, który aktualnie jest dla mnie trochę za jasny, ale cóż - ciemniejszego już nie mają, a ten chcę zużyć do końca, ponieważ już niedługo będzie przeterminowany.
Puder to mój nieodłączny przyjaciel.
Przyjaźnimy się bez względu na porę roku. Zimą był to puder babydream. Na lato jest jednak za jasny. Wróciłam, więc do znanego pudru firmy rimmel - stay matte. Zimą niezbyt dobrze współpracował z revlonem CS. Solo jednak wypada bardzo dobrze i nie wymaga poprawek w ciągu dnia.
Nowy tusz Max Factor nie wszedł szturmem na polski rynek. Niezbyt wiele było o nim słychać, a niesłusznie, niesłusznie! Jest to bardzo dobry tusz. Trzyma się cały dzień. Ma bardzo dobrze wyprofilowaną szczoteczkę, która świetnie podkręca rzęsy i dociera do każdego kącika. Kolor również jest głęboki. Mam go już trzy miesiące i wciąż jest świeży. Pomimo tego, że w kosmetyczce czekają następcy to trudno mi się z nim rozstać. Dzięki niemu chętnie sięgnę po nową maskarę od MF.
Wiem, że zadeklarowałam, że zrezygnowałam z podkładu. Jednak miałam w kosmetyczce coś co czekało na ciemniejsze czasu, a ściślej mówiąc na ciemniejszy odcień mojej skóry, który nastał wraz z nadejściem słońca. Podkład w kompakcie od Vichy okazał się bardzo dobrym produktem, który trzyma się cały dzień, a to jest najważniejsze. Skoro chcę zostawić go na cały dzień to musi na niej wyglądać perfekcyjnie. Bardzo dobrze kryje, zarówno nakładany dołączoną gąbeczką, jak i pędzlem. Pomimo swojej specyficznej formy, która może wydawać się dosyć lepka na twarzy jest lekki, ale daje porządne krycie. Staram się nie nakładać na niego pudru, ponieważ trochę ciężko idzie im współpraca. Produkt sam w sobie daje zarówno krycie jak i mat.
Czas przejść do pielęgnacji!
Pierwszy raz miałam styczność z takim produktem jak serum do ciała. Pierwsze serum i od razu taki hit. Bardzo polubiłam berry serum od lumene. Ma fenomenalny zapach, który idealnie współgra z balsamem zaprezentowanym niżej. Wchłania się bardzo szybko, jak to serum. Od razu nakładam na nie balsam i dzięki temu zapach utrzymuje się jeszcze dłużej. Na razie nie mogę powiedzieć na jego temat wszystkiego - zrobię to po wykorzystaniu całego opakowania.
Jak wiele z nas mam na stanie kilka otwartych balsamów, których używam zamiennie. W czerwcu jednak najchętniej sięgałam po balsam B&BW Berry Flirt, który urzekł mnie zapachem.
Pachnie wprost fenomenalnie, a zapach utrzymuje się skórze wyjątkowo długo, jednak to cecha wszystkich produktów z B&BW. Balsam przy tym jest lekki i dobrze nawilża, a wchłania się wprost ekspresowo. Cieszy mnie również mała pojemność, którą szybko zużyję i będę mogła wypróbować nowe zapachy.
Krem Lumene Keep it cool dołączył do mnie już w listopadzie, jednak jego 5 minut nadeszło dopiero teraz. Wykorzystał je w 100%. Świetnie sprawdził się, nawet w tych upałach. Bardzo dobrze łagodzi i koi. Lubię go także za ekspresowe wchłanianie, a skóra po jego użyciu nie świeci się zbyt mocno. Dodatkowo jest to krem dosyć niedrogi, więc tym bardziej go polecam.
Jakiś czas temu pytałam Was o pomadkę ochronną z wysokim SPF. Padło kilka typów. Kilka z Was przestrzegało mnie przed efektem "smarowania się świecą". Nie do końca mogłam to pojąć., dopóki nie kupiłam tej pomadki nivea. Generalnie jest ona świetna i na lato sprawdza się bardzo dobrze. Jednak stosując ją mam wrażenie jakbym smarowała się kredką świecową, albo woskiem. Dodatkowo widocznie bieli usta i lubi się trochę jakby ważyć. Pomimo tych kilku minusów bardzo ją lubię i na pewno zużyję w ciągu tegorocznego lata.
Mój zakres słów z niemieckiego jest bardzo ubogi, zbyt ubogi na to, aby dokładnie stwierdzić czym jest nowość od balea. Poszukując informacji w sieci dotarłam tylko do informacji, ze jest to woda w sprayu, nie do końca termalna. Jednak to nie jest ważne, ja stosowałam ją tak samo jak wodę termalną - pryskałam w upały, po demakijażu albo po jakiś innych podrażnieniach i osuszałam. Sprawdziła się bardzo dobrze. Jest wygodna, wydajna i tania. Jedynym minusem jest, jak można się domyślić, dostępność w Polsce. Głównie ze względu na to szybko do niej nie wrócę, zresztą w szafce czekają dwie wody LRP.
Podsumowując moich ulubieńców można powiedzieć, że dobrze się wchłaniały, zgodnie współpracowały ze sobą, długo się trzymały i pięknie pachniały! :)
pozdrawiam Was serdecznie!
ściskam, buziaki i do następnego :)
Marta.
Kompletnie nie zdawałam sobie sprawy, że Balea ma wodę w sprayu, dobrze wiedzieć :)
OdpowiedzUsuńberry filtr sama lubię
OdpowiedzUsuńWidzę, że Lumene zaczyna podbijać blogosferę :) mam ochotę na ten kremik.
OdpowiedzUsuńRównież u mnie bez pudru ani rusz! :)
OdpowiedzUsuńU mnie niestety ten korektor z Bell się nie sprawdził :(
OdpowiedzUsuńpuder z Rimmela też sobie cenie
OdpowiedzUsuńkres Keep it cool u mnie ma 5 z plusem. Był to jeden z najlepszych kremów do twarzy jakie stosowałam i na bank do niego wrócę.
OdpowiedzUsuńCo do różowego Lumene - używam balsamu i jestem zachwycona zapachem! Aplikacja to sama przyjemność!
jeszcze nie miałam żadnego z Twoich ulubieńców
OdpowiedzUsuń